niedziela, 11 marca 2018

kiedy życie staje się przymusem


Czasem jest tak, że chcesz więcej.
Robisz więcej.

Później jest tak, że musisz więcej.
Robisz, więcej.

W końcu więcej się nie da.
A ty wciąż musisz.



Kiedyś uważałem, że perfekcjonizm to ogromna zaleta. 
Nadal tak myślę, jednak trzeba nauczyć się z nim żyć.
Inaczej będzie źle. 

Odkąd pamiętam zawsze chciałem coś robić lepiej. Chwila zadowolenia i dalej pędziłem po doskonałość, której nigdy nie będzie mi dana. 

W końcu zrozumiałem, że wcale nie da się go osiągnąć. 
Ale wcale mnie to nie zdemotywowała. Przeciwnie. Dodało mi sił, by brnąć w to dalej. 

Nieprzespane noce, siedzenie przy jednym zadaniu całe godziny. Sprawdzanie, wychwycanie błędów i karanie się za każdą nieumiejętność. 
Ciągle, cały czas bez przerwy. 
Gorsza ocena, literówka w dłuższym tekście, faux pas, nawet Dzień dobry wypowiedziane za głośno lub cicho było nie do przyjęcia.
Wygórowane ambicje, brak wiary we własne możliwości i ciągłe podwyższanie poprzeczni, której od dawno nie da się przeskoczyć. 
Przekraczanie własnych granic, które cie nie doskonalą, a łamią i niszczą. 

Granica między chęcią zrobienia czegoś lepiej, a chorobliwą chęcią dokonania niemożliwego jest cienka. 
A tak właśnie wygląda moja codzienność. 
Niszczenie siebie na własną odpowiedzialność. 
Łamanie siebie nie tylko psychicznie, ale fizycznie.

Robię więcej, mimo że wcale nie chce.
Mimo tego, że dobrze wiem, że jest to złe.
Ale robię to.
Dlaczego?

Później jest tak, że musisz więcej.
Robisz, więcej.

Każda czynność wykonywana, dlatego, że muszę. Że powinienem, że tak trzeba, no bo jak inaczej?!
Wewnętrzny przymus, którego nie potrafisz pokonać, a jeżeli już to zrobisz musisz walczyć sam ze sobą. 
Wyrzuty sumienia za każdą "zmarnowaną" chwilę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz