środa, 19 października 2016

Nic mi się nie chce...

Raz na jakiś czas przychodzi taki dzień (czasem ten dzień zostaje na dłużej, ale ćśś), że po prostu nic ci się nie chce. Kompletnie. Nawet leżenie staje się męczące. Nie wiesz nawet dlaczego tak jest, czy to przez pogodę, czy jesteś zmęczony, czy tak po prostu. Przyznam bez bicia, że takie dni do mnie przychodzą dosyć często...



Jakiś czas temu napisałem tekst o dokładnie takiej samej tematyce i dokładnie takim samym tytule, ALE temat nicsieniechcenia jest dużo ciekawszy, niż by się wydawało na początku. Kto wie, może jeszcze napisze o tym prace naukową!

Od zawsze słyszałem, że komuś się czegoś nie chce.
Sprawy szkolne, "a po co mi to". Obowiązki, "BLE". Praca na przyszły sukces, "a nie chce mi się...". Zawsze ]ktoś taki się znajdował. Pojedyncze osoby, grupy, czy w ogóle całe klasy. No bo im się nie chce i koniec kropka, ale ja jako ja, pracowałem i nikomu nie przeszkadzałem (choć czasem znajdowały się takie osoby, którym to nie odpowiadało). Po prostu robiłem to co miałem robić. Raz mi się chciało bardziej, raz mniej. Ot to takie życie.
Szczerze to nigdy nie zwracałem uwagi na osoby, którym nigdy się nic nie chce. Przecież "każdy pracuje dla siebie i nic mi do tego", ale ostatnio pewne sytuacje skłoniły mnie do refleksji nad tym.

W poprzednim wpisie napisałem, że jeżeli czegoś mi się nie chce to tego nie robię. Ale ludzie, nie przez całe życie. Wtedy sumienie i niespełnione ambicje by mnie zagryzły. Nie rozumiem osób, które mają czas i energię, żeby zrobić cokolwiek dla siebie, swojego rozwoju i zainwestowania w siebie, ale nie robią nic. Dla nich ruszenie tyłka i zrobienie czegoś co przekracza najmniejsze minimum jest zbyt pracochłonne.

Takie zachowanie jest dla mnie nie zrozumiałe, a co gorsze drażniące.
Rozumiem, że różne osoby mają różne ambicje. Jedni chcą zrobić mniej, inni więcej. Zajmujemy się innymi sprawami, zupełnie inne rzeczy nas interesują i rozwijają. Nie ma jednej drogi życiowej, jednak najważniejsze żeby robić cokolwiek i rozwijać się w jakimś kierunku.

Można uczyć się języków obcych, czytać książki (te mniej poważne, jak i bardziej), zainteresować się sztuką wysoką (nie, telewizja, ani internet to nie sztuka wysoka), rozwijać pasje, rozszerzać wiedzę w jakimś kierunku lub po prostu więcej się uczyć. Może wtedy odnajdziemy jakieś hobby. Takie rzeczy nas rozwijają i pozwalają lepiej poznać siebie. Uczą nas systematyczności, wytrwałości, pracowitości i organizacji czasu. Im wcześniej się tego nauczymy, tym lepiej.

Wielu moich znajomych nie zdaje sobie sprawy, że dorosłe życie za niedługo zapuka do ich drzwi i się o nich upomni, a wtedy nie będzie, aż tyle czasu. Praca, szkoła, obowiązki. Już wtedy nie powie się "A nie chce mi się". Wtedy będziemy musieli liczyć się z konsekwencjami (które za czasów szkolnych skutecznie nas obijały). Oprócz tego nie będzie, aż tyle czasu na rozwój osobisty. Nie będzie można poszukiwać tego w czym się jest dobry. Wtedy jest czas na rozwijanie tego, a nie poszukiwanie.

Nie twierdzę, że przez cały czas trzeba pracować, a od najmłodszych lat zacząć się określać i dążyć w jednym kierunku. NIE. Ale warto czas szkolny spędzić, na szukaniu w czymś się jest dobrym i co się kocha, a później to rozwijać, no ale... Jak niektórym się nie chce, to co się zrobi? Nic się nie zrobi. No nic...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz